24 sierpnia 1920 r. Goście z Ameryki na chłopskim weselu
Chcesz, żeby przyjaciel z zagranicy wywiózł z Polski niezapomniane wspomnienia? Zaproś go na wesele! Ta zasada pozostaje niezmienna od co najmniej stu lat :). W tym roku niejedna para zdecydowała się przełożyć ślub ze względu na ograniczenia wynikające z sytuacji epidemicznej. Latem 1920 r., pomimo trwającej wojny (a może właśnie ze względu na nią?), wielu młodych postanowiło nie odkładać planów matrymonialnych. Na przykład para z okolic Łowicza, która na swoje wesele zaprosiła gości z Ameryki.
Chłopski ślub oznacza wiele pracy i przygotowań. Ale wesele trwa tak długo, że w pełni to wynagradza – relacjonował amerykański reporter. Czyżby został zaproszony na kilkudniowe poprawiny :)? Gość podkreślał, że narzeczona tygodniami tkała swój ślubny strój (wełniak). Samodzielnie wyhaftowała także pościel i bieliznę w wyszukane wzory oraz wykonała kwiaty z papieru na koronę weselną – najważniejszy atrybut panny młodej. O ile strój dziewczyny był zgodny z tradycją, o tyle pan młody postawił na większą swobodę. Na głowę zamiast kapelusza założył… maciejówkę ozdobioną kwiatami.
Amerykanin zachwycał się oryginalną ślubną scenerią, którą stanowiło zwyczajne podwórko przed chatą krytą strzechą, w cieniu drzew. Jego serce skradły też energiczne chłopskie tańce i widok kolorowych spódnic obracających się w rytm muzyki. Ale to jeszcze nie koniec zdziwień Amerykanina :). Jedno z nich uwiecznił na fotografii zatytułowanej „Oszczędzanie butów”.
Te dziewczyny niosły w rękach swoją jedyną parę niedzielnych butów, idąc długą, zakurzoną drogą. Następnie zatrzymały się na poboczu, aby je założyć bezpośrednio przed uroczystością. Nawet przy okazji tak ważnego wydarzenia jak wesele polscy chłopi nie zapominają o gospodarności – kwitował.
Reporterowi towarzyszył amerykański operator filmowy Ernest Beaumont Schoedsack. 27-latek był weteranem I wojny światowej, służył w armii amerykańskiej na terenie Francji i po 1918 r. pozostał w Europie. W czasie wojny polsko-bolszewickiej włączył się w działania Amerykańskiego Czerwonego Krzyża na rzecz pomocy polskim uciekinierom ze Wschodu. Przy okazji realizował serię filmów podróżniczych dla Czerwonego Krzyża. Dwa z nich powstały w Polsce: „Neath Poland’s Harvest Skies” i „Shepherds of Tatra”. Zdjęcia do pierwszego filmu robił właśnie podczas chłopskiego wesela.
Poza gośćmi, Schoedsack uwiecznił okiem kamery także weselną orkiestrę. Był to najbardziej dumny moment w życiu członków orkiestry, kiedy zwrócił ku nim swoją maszynę i zapewnił, że wkrótce zagrają na ekranie w Ameryce – czytamy w relacji z wesela.
Co ciekawe, Schoedsack był znajomym i rówieśnikiem słynnego Meriana C. Coopera, oficera Armii Stanów Zjednoczonych i ppłk. pilota Wojska Polskiego, organizatora Eskadry Kościuszkowskiej w okresie wojny polsko-bolszewickiej, również filmowca. Po powrocie do USA Cooper i Schoedsack wspólnie pracowali nad swoim najbardziej znanym filmem, czyli „King Kongiem”. Jak wynika ze wspomnień, pierwszy z twórców skupił się na efektach specjalnych, drugi – na pracy z aktorami. Współautorką scenariusza była natomiast żona Ernesta, Rose.
Powszechnie uważa się, że finałowa scena filmu, w której King Kong jest ostrzeliwany przez eskadrę samolotów, została zainspirowana przeżyciami Coopera z czasów wojny polsko-bolszewickiej. Z kolei o filmie podróżniczym Schoedsacka z 1920 r. – w przeciwieństwie do „King Konga” – mało kto dziś pamięta. Całe szczęście, że zachowały się zdjęcia z planu. Może kiedyś uda się ustalić, kim była para młoda i jak potoczyły się jej losy?
Za konsultację detali związanych ze strojami i zwyczajami ludowymi dziękujemy Panom Dariuszowi Nawrockiemu i Patrykowi Rutkowskiemu.