#1920/2020

Kilkanaście kilometrów torów na dobę, czyli o kolei w czasie wojny polsko-bolszewickiej

Wyczynami naszych kolejarzy podczas wojny polsko-bolszewickiej zachwycił się późniejszy prezydent USA Herbert Hoover, inżynier. A z salonki, którą jeździł Piłsudski, bez problemu można było telefonować.

Rozmowa z dr. hab. Zbigniewem Tucholskim, kierownikiem Pracowni Historii Techniki PAN

Czy w 1920 roku dało się dojechać pociągiem, powiedzmy, z Warszawy do Poznania?

Nie, w tym celu dopiero w 1922 roku musiano zbudować ponad 100-kilometrowy odcinek Kutno – Strzałkowo. Tak samo nie było bezpośredniej linii prowadzącej nad polskie morze (bo Gdańsk wtedy polski nie był), stąd późniejsze olbrzymie kłopoty z transportem naszego węgla do nowego portu w Gdyni. Stało się to bezpośrednią przyczyną realizacji największej inwestycji kolejowej II RP, czyli magistrali węglowej Herby Nowe – Gdynia.

To może chociaż pociągi były solidne?

Nie oszukujmy się: Wielkopolska, Mazowsze, Małopolska – to były peryferie państw zaborczych. Najnowocześniejsze i najlepiej rozwinięte koleje istniały na terenie dawnego zaboru pruskiego. Te na terenie zaborów rosyjskiego i austriackiego były w złym stanie technicznym, wielokrotnie niszczone podczas działań wojennych w latach 1914–1920. W spadku dostaliśmy przestarzały tabor i bardzo zniszczoną infrastrukturę kolejową. Po 1918 roku brakowało też lokomotyw i wagonów, zniszczonych i ewakuowanych przez zaborców. W trakcie wojny polsko-bolszewickiej polski rząd sięgnął po dostawy z demobilu, sprowadzając z Francji, Niemczech, Austrii i Belgii ponad 500 dawnych pruskich parowozów. Kupił również 100 nowych lokomotyw serii Tr20 z amerykańskich zakładów Baldwina i ponad 11 000 nowoczesnych amerykańskich wagonów towarowych. Rząd USA ofiarował nam 80 wojskowych wagonów sanitarnych. Polskie koleje wykonały gigantyczna pracę, aby scalić i ujednolicić sieć kolejową, ale nie zmienia to faktu, że w 1920 roku sytuacja kolejnictwa nie była najlepsza.

Stacja kolejowa w Rawie Ruskiej. Pocztówka z ok. 1920 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa

Podobnie jak dziś?

Wtedy było znacznie trudniej. Jak mówiłem, po odzyskaniu niepodległości infrastruktura była zniszczona, bardzo duży problem stanowiły także braki kadrowe. Większość kolejarzy (ponad 40 000) z terenu Królestwa Polskiego Rosjanie ewakuowali w 1915 roku w głąb Rosji, a jedynie połowa wróciła do kraju. Wielu tam zostało. To nie była taka wywózka jak na Sybir – polscy kolejarze podpisywali deklarację lojalności wobec cara i oświadczenie, że nie będą się posługiwać językiem polskim na służbie. Byli rosyjskimi urzędnikami, więc otrzymali nakaz i musieli wraz z rodzinami wyjechać. A potem utknęli w Rosji. Duża część pracowała na sowieckich kolejach i walczyła po obu stronach na frontach wojny domowej. Zbolszewizowani kolejarze polskiego pochodzenia walczyli też przeciw Polsce w 1920 roku. Wielu z nich zamordowano później podczas wielkiej czystki, w trakcie akcji „oczyszczania” sowieckiego kolejnictwa z polskiego „elementu szpiegowskiego”.

Czy kolejarz był w II Rzeczypospolitej prestiżowym zawodem?

Oczywiście. Urzędnicy kolejowi, zawiadowcy stacji, dyżurni ruchu, konduktorzy, ale i pracownicy techniczni pełnili służbę państwową i otrzymywali wysokie pensje. Miało to swoje korzenie w okresie zaborów. Przypomnijmy, że kiedy w XIX wieku zaczęły powstawać pierwsze koleje, powszechnie zatrudniali się tam przedstawiciele zubożałej szlachty. Na kolei pełnili służbę państwową, która była nobilitująca. Jeszcze w latach zaborów wykształcił się etos i silna więź zawodowa pracowników poszczególnych kolei, przykładowo Warszawsko-Wiedeńskiej. Nic więc dziwnego, że zwłaszcza specjaliści, m.in. maszyniści, byli robotniczą arystokracją, która świetnie zarabiała. Najlepiej – w okresie zaborów, w II RP – trochę mniej, ale również nieźle. Najgorzej było w okresie PRL.

Fotografia uczestników pierwszego walnego zjazdu założycieli Zawodowego Związku Maszynistów Kolejowych w Polsce. Kraków, styczeń 1920 r. Źródło: Biblioteka Narodowa

Ile zarabiał w 1920 r. maszynista lub zawiadowca?

Okładka podręcznika wydanego w 1920 r. Całą książkę można przeczytać w serwisie Polona.

Odpowiedź nie jest prosta, należałoby sięgnąć do materiałów źródłowych. We wspomnieniach kolejarzy z Kresów przeczytałem pewien opis, co prawda już z 1939 r., ale mówi on wiele o statusie pracowników kolei. Kiedy Sowieci wkroczyli na Kresy wraz z wojskiem, ich kolejarze nie mogli uwierzyć, że polski dyżurny ruchu ma piękne mieszkanie, eleganckie meble, warszawskie niklowane łóżko i zatrudnia służącą – bo jego rosyjscy koledzy przymierali głodem. Jednak tuż po 1918 r., a więc także podczas wojny polsko-bolszewickiej, szczególnie na terenach zniszczonych wojną, np. na Kresach Wschodnich, kolejarze byli biedni i zdemoralizowani. Część nie miała gdzie mieszkać, wegetowała więc w ziemiankach lub podobnych miejscach. Musiano im bardzo szybko zbudować domy – w całej sieci PKP rozpoczęto akcję budowy domów kolejowych i osiedli mieszkaniowych. Osiedle kolejowe z lat 20. XX w. istnieje do dziś m.in. przy Dworcu Zachodnim w Warszawie.

Jaką rolę odegrała kolej w wojnie polsko-bolszewickiej?

Bardzo dużą. W ówczesnej Polsce, szczególnie na Kresach, drogi były bardzo słabe, samochodów – mało. Więc to kolej była głównym, a gdzieniegdzie jedynym środkiem transportu, zwłaszcza w warunkach karpackich czy poleskich bezdroży. Przewożono nią piechotę, kawalerię (do rosyjskiego wagonu wchodziło 40 koni), artylerię, czołgi, broń i amunicję, jedzenie i zaopatrzenie dla wojska. Ponadto obie strony wykorzystywały kilkadziesiąt pociągów pancernych. Po traktacie pokojowym w Rydze (rok 1921) koleją przewieziono też z bolszewickiej Rosji olbrzymią liczbę repatriantów ze Wschodu. To jednak wcale nie była komfortowa podróż: na niektórych liniach prędkości nie przekraczały 20 km/h, a wodę do parowozów musiano czerpać z rowów. Palono drewnem – bo węgla brakowało.

Odpoczynek żołnierzy na stacji kolejowej podczas transportu do Zamościa, 1920 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa

Ale jak mogliśmy szybko przewozić konie i żołnierzy podczas kontrofensywy, skoro rosyjskie tory były szersze i zwykłe wagony nie mogły na nie wjechać?

Okładka publikacji z 1920 r. Podręcznik można obejrzeć w serwisie Polona.

Kiedy Polacy posuwali się do przodu, atakując bolszewików w 1919 roku, musieli te szerokie tory przekuwać. I odwrotnie: atakując Polskę w roku 1920, bolszewicy przekuwali je z powrotem na węższe. Kolej Petersbursko-Warszawska została przekuta przez bolszewickie brygady wojsk kolejowych aż do stacji Tłuszcz. Obie strony wykorzystywały w tym celu bataliony kolejowe, w skład których wchodziły pociągi robocze. Ale to nie było aż tak trudne: przesuwano i przybijano hakami tylko jedną szynę, druga zostawała na miejscu. Robiono to nawet po kilka razy – kiedy front się przesuwał. Operacja ta nazywana była z rosyjska „przeszywaniem” toru kolejowego. Trudniejsze było zwężanie lub poszerzanie rozjazdów. Wyspecjalizowane jednostki mogły w ciągu doby przekuć kilkanaście kilometrów torów.

W trakcie ofensywy bolszewickiej udało się ewakuować z linii frontu aż 220 parowozów, 360 wagonów osobowych i 6000 wagonów towarowych. Aby to zrobić, w dwa tygodnie przekuto na rosyjską szerokość toru 1524 mm całą linię Brześć – Łuków – Dęblin – Zajezierze – Bąkowiec – Zagożdżon (obecnie Pionki), wraz z odcinkiem Kozienice – Bąkowiec – Wysokie Koło.

Polscy kolejarze zdołali utrzymać sprawność transportu podczas wojny polsko-bolszewickiej. Było to tak duże osiągnięcie techniczne, że swój podziw dla nich wyraził Herbert Hoover, amerykański inżynier, późniejszy prezydent USA.

Zwykli żołnierze jeździli wagonami. A wysocy rangą oficerowie – luksusowymi salonkami?

Tak, chociaż nie były one tak luksusowe jak pociągi dworskie albo wytworne sleepingi. Salonki mieli Józef Piłsudski (jedna z nich zachowała się do dziś, choć jest zniszczona), wyżsi dowódcy, ministrowie. Były tam przedziały sypialne, łazienki, saloniki do narad oraz telefony, a także węzły łączności, wyposażone w aparaty telegraficzne zwane juzami.

Józef Piłsudski i Symon Petlura w Winnicy, 16 maja 1920 r. Źródło: domena publiczna.

Telefony?

Łączność z walczącymi wojskami była ogromnie ważna. Aby zadzwonić albo nadać informacje juzem, trzeba się było oczywiście zatrzymać i podłączyć do linii telefonicznej lub telegraficznej biegnącej po słupach. Było to możliwe w dowolnym miejscu szlaku. Podłączano się również do sieci pocztowej czy polowych linii wojskowych.

Uczestnicy obozu wartowniczego Związku Harcerstwa Polskiego. Tory kolejowe w Pruszkowie, 1920 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa

Co było największym kolejowym osiągnięciem II RP? Spalinowa Luxtorpeda, cacko rozwijające prędkość 115 km/h? Jej rekord na trasie z Krakowa do Zakopanego (2 godz. 18 min) podobno nie został pobity do dziś…

Dziennikarzom się podobała, bo miała piękną, modernistyczną formę. Stała się w pewnym sensie ikoną II Rzeczypospolitej, tak jak de facto doświadczalny parowóz w otulinie aerodynamicznej Pm36, a odegrała tak naprawdę marginalną rolę. Była to austriacka konstrukcja firmy Austro-Daimler-Puch, zbudowano zresztą tylko pięć wagonów. Ich budowa niewątpliwie stała się poligonem doświadczalnym dla konstruktorów i załogi Fabloku w Chrzanowie w zakresie wdrażania nowoczesnych technologii. Moim zdaniem największych sukcesów należy jednak szukać gdzie indziej.

Luxtorpeda w Zakopanem, 1936 r. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Gdzie? Czy największym sukcesem było to, że według przyjazdów pociągów regulowano wtedy zegarki?

Parowóz Kazimierza Zembrzuskiego z otuliną aerodynamiczną. Źródło: domena publiczna

Mit punktualności przedwojennych pociągów wziął się stąd, że w okresie PRL komunistyczna propaganda starała się zdyskredytować Polskę międzywojenną. I na zasadzie wahadła owe starania skończyły się tak, że idealizowaliśmy tamten okres. Myślę, że w 1920 roku pociągi wcale punktualne nie były. Zresztą punktualność nie była kwestią pierwszorzędną. Bardziej liczyło się to, że polskie koleje wykonały gigantyczny wysiłek, by podnieść się z ruiny: stworzyć nowy zarząd kolejowy z końcowych odcinków sieci państw zaborczych, unowocześnić tabor, zelektryfikować Warszawski Węzeł Kolejowy, odbudować dworce i mosty. Praktycznie z niczego zbudowano trzy polskie zakłady produkujące parowozy: w Warszawie, Chrzanowie i Poznaniu. Zaprojektowano udane konstrukcje parowozów – choćby pośpieszne Pt31, dzieło Kazimierza Zembrzuskiego, a także bardzo dobre konstrukcje nowoczesnych wagonów pasażerskich i tabor kolei elektrycznej Warszawskiego Węzła Kolejowego. Dużym osiągnięciem było polskie budownictwo i architektura kolejowa, zarówno budynki wznoszone w stylu narodowym w latach 20., jak i późniejsze obiekty modernistyczne. Istotne było też formowanie się etosu polskich kolejarzy, którzy zdali najtrudniejszy egzamin podczas wojny i okupacji. Dzięki budowie magistrali węglowej ze Śląska do Gdyni węgiel mógł bez przeszkód trafiać nad Bałtyk. Proces modernizacji – przerwany przez wojnę – niewątpliwie nie był zakończony. Wiele zostało do nadrobienia, jednak II RP miała się czym pochwalić.

Rozmawiała Marta Paluch