27 października 1920 r. Marszałkowska jak Fifth Avenue, czyli jak uporządkować ruch uliczny w Warszawie
Chodniki przeznaczone są tylko dla pieszych, a ulice tylko dla pojazdów. Nie wolno wkraczać na części ulicy nie dla siebie przeznaczone, tzn. nie wolno pojazdom jeździć po chodnikach, zaś przechodniom spacerować po ulicy; jeśli zaś trzeba przejść przez ulicę przeznaczoną dla pojazdów, to nie należy ani na chwilę zapominać, że jest się tu intruzem i że trzeba zachowywać się tu z całkowitą uwagą i ostrożnością. Brzmi jak oczywistość? Sto lat temu naturalne dzisiaj zasady ruchu drogowego były nowością, bo samochody wyjechały na ulice stosunkowo niedawno – choć w Warszawie stawały się coraz powszechniejsze.
Wygląda na to, że adeptom kierownicy łatwiej było nauczyć się prowadzić auto, niż pieszym przywyknąć do poruszania się po chodniku lub poboczu. Dało się to zauważyć choćby na ul. Dzikiej. Ludzie chodzą, siedzą, śpią, bawią się, czytają, kłócą się, kupują, sprzedają etc. Ma się wrażenie, że większość funkcji życiowych spełniana jest na tej ulicy – zżymał się inżynier Bruno Szymański w dzienniku „Rzeczpospolita” sprzed stu lat. Według jego informacji aż 70% ówczesnych wypadków drogowych kończyło się ciężkimi obrażeniami ciała lub śmiercią.
W odpowiedzi na to zjawisko Szymański postulował wprowadzenie ograniczenia prędkości do… 20 km/h. W dzisiejszych warunkach to niewyobrażalne, wtedy jednak wydawało się całkiem rozsądnym kompromisem między ekonomiką jazdy a bezpieczeństwem ruchu drogowego. Wzorem dla autora był system amerykański. Marzyło mu się, by na ul. Marszałkowskiej w Warszawie zapanował taki porządek jak na nowojorskiej Fifth Avenue, gdzie „samochody kursują w siedmiu równoległych szeregach, a całkowity ruch uliczny regulowany jest sygnałami świetlnymi”. Jesteśmy ciekawi, jak spodobałaby się Szymańskiemu dzisiejsza Marszałkowska – z kilkoma pasami, linią tramwajową, rondem, wieloma sygnalizatorami świetlnymi, przejściami dla pieszych, no i metrem!