Rozmaitości

19 czerwca 1920 r. Piraci drogowi na ulicach Warszawy

Wydaje Wam się, że problem zbyt dużego ruchu samochodowego to zjawisko naszych czasów? Nic bardziej mylnego. Szoferzy robią miazgę ze spokojnych przechodniów! – grzmiał „Kurjer Warszawski”, pisząc o trapiącej stolicę pladze samochodowej. Okazuje się, że choć w 1920 r. po polskich drogach jeździło nie więcej niż kilka tysięcy samochodów osobowych, kierowcy stanowili realne zagrożenie.

Para przy samochodzie – pocztówka. Źródło: Biblioteka Narodowa

Nie brakowało piratów drogowych, a przechodnie również nie wykazywali się należytą ostrożnością i często wpadali pod koła. Niebezpieczne były nawet chodniki, na które beztrosko wjeżdżali nieodpowiedzialni kierowcy. Wypadki często kończyły się śmiercią lub ciężkim kalectwem, a opinia publiczna – zupełnie jak dziś – uważała, że sprawcy powinni być karani znacznie surowiej.

Redakcja „Kurjera Warszawskiego” wątpiła, czy za kierownicą stołecznych samochodów siadają właściwi ludzie. Kto nimi jeździ i z jakiego tytułu? Czy nie jest krzyczącem marnotrawstwem obdarzanie samochodami młodzieńców mających zdrowe nogi i dużo czasu wolnego? […] Czy te przejażdżki do teatrów, za miasto z płcią piękną – czy to wszystko jest konieczne dla dobra państwa polskiego? Samochód tylko dla tych, którzy odpowiednio umotywują potrzebę jego posiadania – przyznacie, że to ciekawa perspektywa ;-)? Zwłaszcza dla wszystkich miłośników ekologii, postulujących przesiadanie się na rowery, hulajnogi i do autobusów.

Ilustracja w „Poradniku szofera” autorstwa Stanisława Szydelskiego (Lwów–Warszawa 1921). Źródło: Biblioteka Narodowa
Publikację można przejrzeć w serwisie Polona.

Autor tekstu ubolewał nad zmarnowaną benzyną, ale nie z miłości do środowiska (jak mogłoby się wydawać), tylko dlatego, że w tamtym czasie stanowiła ona ważny towar eksportowy. Prawdopodobnie dziennikarz nie wiedział, że na skutek rozwoju sytuacji wojennej już wkrótce skończą się beztroskie samochodowe wycieczki warszawskiej młodzieży. Niespełna miesiąc później, 10 lipca 1920 r., minister spraw wewnętrznych wydał rozporządzenie wzywające wszystkich posiadaczy automobili osobowych i motocykli do ich odstawienia w punktach stacjonowania dowództwa wojsk samochodowych. Powołano specjalną komisję rekwizycyjną, która badała przydatność pojazdów dla celów wojskowych. Ruch samochodów osobowych i prywatnych motocykli został wstrzymany na terenie całej Rzeczypospolitej. Nie każdy musiał się rozstawać ze swoim pojazdem – właściciel, który wstąpił do armii na ochotnika, mógł otrzymać przydział w charakterze kierowcy i poruszać się własnym automobilem.

Obwieszczenie w sprawie rekwizycji samochodów osobowych i motocykli, 1920 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa

Po zwycięstwie Polaków nad bolszewikami amatorzy jazdy samochodem powrócili na warszawskie ulice. Powoli porządkowano kwestie związane z prawem drogowym. Pierwszy kodeks zaczął obowiązywać w lipcu 1922 r., organizowano kursy prowadzenia pojazdów mechanicznych. I choć samochodowa rzeczywistość sprzed stu lat wyglądała zupełnie inaczej, większość z „10 przykazań samochodziarza” z 1921 r. prezentuje się zaskakująco aktualnie!

Fragment „Poradnika szofera” autorstwa Stanisława Szydelskiego (Lwów–Warszawa 1921).
Źródło: Biblioteka Narodowa