#1920/2020

Dr Konik: Polki 1920 – nasze praprababki zmieniały świat. Dla innych kobiet i dla mężczyzn

O kobietach sprzed 100 lat, które dzielnie walczyły na pierwszej linii frontu, a w ławach sejmowych potrafiły współpracować nawet wtedy, kiedy więcej je różniło, niż łączyło, rozmawiamy z dr Agnieszką Konik z Instytutu Pileckiego w Warszawie.

Cegiełka Ligi Kobiet
Źródło: Biblioteka Narodowa

Gdyby teraz, w 2020 roku, wybuchła w Polsce wojna, chciałabym wierzyć, że także kobiety ruszyłyby szturmem do walki w obronie ojczyzny. Bo sto lat temu właśnie tak było. Skąd ówczesne Polki brały tę odwagę?

Najogólniej mówiąc: z kultury, w jakiej zostały wychowane, i z wartości, jakie im wpojono. Ogromną rolę odegrały doświadczenie życia pod zaborami, walka o niepodległość i marzenie o wolnej Polsce ich matek, babek i prababek, z których czerpały wzorce. Kiedy w 1918 roku Polki stały się podwójnie wolne – jako obywatelki, które po 123 latach odzyskały swoje państwo, oraz jako kobiety, które uzyskały pełnię praw wyborczych – groźba utraty dopiero co zrealizowanych marzeń musiała być bardzo mobilizująca.

Pobyt rodziny Piłsudskich w Zakopanem. Od prawej: Józef Piłsudski, Aleksandra Szczerbińska, Maria Michalewska, Bolesław Długoszowski-Wieniawa.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Groza jednak, zamiast mobilizować, czasem po prostu paraliżuje.

Odznaka Ochotniczej Legii Kobiet we Lwowie
Źródło: domena publiczna

Sto lat temu zdecydowanie zmobilizowała Polki do działania. Zresztą były one świetnie przygotowane do obrony ojczyzny. Jeszcze przed I wojną światową działały w różnych formacjach: Organizacji Bojowej PPS, Związku Walki Czynnej, Związku Strzeleckim, Polskich Drużynach Strzeleckich, gdzie tworzyły własne – kobiece – oddziały. Podczas I wojny światowej, by wesprzeć Legiony Polskie, stworzyły dwie siostrzane organizacje: Ligę Kobiet Galicji i Śląska z Zofią Moraczewską na czele oraz, w zaborze rosyjskim, Ligę Kobiet Pogotowia Wojennego, którą kierowała Izabela Moszczeńska-Rzepecka. Wiemy też o kobietach, które w męskich przebraniach i pod męskimi pseudonimami walczyły w Legionach Polskich. W 1914 roku powstała Polska Organizacja Wojskowa (POW) i tam również kobiety utworzyły swoje oddziały. Brały także udział w obronie Lwowa w latach 1918–1919. Wstępowały do Ochotniczej Legii Kobiet (OLK). Z tak ogromnym doświadczeniem mogły w końcu pokonać traumę klęski powstania styczniowego – miały ogromny potencjał i, jak wiemy, dobrze go wykorzystały. One wierzyły w wygraną, więc o paraliżu nie było mowy.

Legia Kobieca we Lwowie, kobiety przy karabinach maszynowych, ok. 1920 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa
Koloryzacja: Anna Marjańska

Kobieca intuicja nie zawiodła, Polki miały rację: wygraliśmy wojnę polsko-bolszewicką.

Aleksandra Zagórska
Źródło: domena publiczna

Gdyby nie aktywny udział kobiet, wojna polsko-bolszewicka mogłaby przybrać zupełnie inny obrót. Kobiety były ogromnym wsparciem armii. Działały i w strukturach POW, i w Ochotniczej Legii Kobiet, która składała się z kilku batalionów. Pierwszy, pod dowództwem Aleksandry Zagórskiej, powstał we Lwowie, a drugi, którego komendantką była Wanda Gertz – w Wilnie. Kolejne bataliony sukcesywnie powstawały w Warszawie, Krakowie i Łodzi. Szczególną rolę Polki odegrały w wywiadzie. To właśnie dzięki kobietom – szpiegom uzyskaliśmy dostęp do tajnych dokumentów NKWD, które dawały Polsce istotną przewagę, pomimo różnicy potencjałów obu państw: Polski i Rosji. Kurierki, łączniczki, wywiadowczynie płaciły ogromną cenę za walkę w obronie ojczyzny – były więzione, torturowane czy skazywane na śmierć. Dla przykładu możemy tu przywołać grupę peowiaczek z Kijowa: Wandę Bourdon, Marię Boguszewską, Jadwigę Goszczycką, Marię Gnatkowską-Cyganiewiczównę, Natalię Iżykiewiczównę, Helenę Sikorską, Marię Skrzycką, które zostały rozstrzelane w siedzibie Czeka w Charkowie w nocy z 25 na 26 czerwca 1920 roku. Wraz z nimi rozstrzelano żołnierzy POW: Jerzego Bolewskiego, Zygmunta Jaegera, Stanisława Woronieckiego i kilku innych. Wanda Bourdon (siostra Heleny Bujwidówny, także działającej w POW) była chemiczką. W domu rodziców na peryferiach Kijowa przechowywała bieżące dokumenty i archiwum Komendy Naczelnej III Polskiej Organizacji Wojskowej. Prowadziła tam też pracownię paszportów, które po wymyciu w odpowiednich chemikaliach przygotowywała według otrzymanych instrukcji.

Członkinie Ochotniczej Legii Kobiet w okopach na stanowiskach strzeleckich
Źródło: domena publiczna

Czy kobiety służyły tylko w wywiadzie wojskowym?

Warta Ochotniczej Legii Kobiet, ok. 1920 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa
Koloryzacja: Anna Marjańska

Początkowo pełniły służbę administracyjną, kurierską, wartowniczą oraz inne funkcje pomocnicze, ale wraz z zaostrzaniem się konfliktu walczyły również jak zwykli żołnierze – mężczyźni. Służyły w piechocie, kawalerii, artylerii, służbie sanitarnej, intendenturze, czyli służbach zaopatrzenia, i wspomnianym już wywiadzie. Nie było ich jedynie w lotnictwie i wojskach pancernych. Zaangażowanie i poświęcenie kobiet docenił Józef Piłsudski, który 17 maja 1922 roku. za działalność w POW na wschodzie odznaczył Krzyżem Srebrnym Virtuti Militari 121 osób – w tym aż 20 Polek.

Historia każdej z nich to pewnie gotowy materiał na scenariusz filmowy albo trzymającą w napięciu powieść?

Wanda Gertz
Źródło: domena publiczna

To prawda, były to silne i odważne kobiety. Przykładowo Wanda Gertz dowodziła oddziałem w Wilnie, a zaledwie parę lat wcześniej – podczas I wojny światowej – walczyła w szeregach I Brygady Legionów Polskich w męskim przebraniu, używając pseudonimu Kazimierz Żuchowicz. A Helena Bujwidówna w trakcie ataku na Lwów odmówiła bycia sanitariuszką, ponieważ chciała walczyć z karabinem w ręku. Mimo że nie chciano wydać jej broni, zdobyła ją i świetnie strzelała. Siłę swojego charakteru udowodniła zresztą już wcześniej – gdy mimo różnych przeciwności zdecydowała się na studia weterynaryjne, które były wtedy kompletnie zmaskulinizowane. Wojna polsko-bolszewicka przerwała jej naukę, ale w 1923 roku Helena wróciła na uczelnię i jako pierwsza kobieta w Polsce zdobyła dyplom weterynarii. Fascynujących kobiet z tego okresu jest oczywiście więcej: Aleksandra Szczerbińska (druga żona Piłsudskiego), Wanda Pełczyńska, Stanisława Paleolog, Maria Rodziewiczówna…

Aż trudno uwierzyć, że były one jednocześnie matkami i żonami – a nie bohaterkami ze spiżu i stali.

Pluton Legii Kobiecej we Lwowie, ok. 1920 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa

Zgadza się, i to często matkami, które doświadczyły największych życiowych tragedii, niewyobrażalnego cierpienia. Tak jak Aleksandra Zagórska, która dowodziła kobiecym oddziałem OLK w obronie Lwowa, a zaledwie dwa lata wcześniej pochowała swojego 14-letniego syna. Jerzy zginął razem z innymi Orlętami Lwowskimi na Cmentarzu Łyczakowskim. Zofia Moraczewska, późniejsza posłanka II RP, doświadczyła niewyobrażalnej tragedii: w walce o wolność ojczyzny zginęły wszystkie jej dzieci. W 1920 roku opłakiwała śmierć 17-letniego syna Kazimierza, który zginął w czasie wojny polsko-bolszewickiej pod Nowogrodem, a w okresie II wojny światowej – syna Adama i córkę Wandę, którzy zaangażowali się w walkę w szeregach AK i zginęli w Auschwitz. Co więcej, jej mąż Jędrzej, pierwszy premier II RP, zginął w 1944 roku od przypadkowego pocisku, który przebił ścianę domu, a następnie jego krtań. Przykłady bolesnych przeżyć kobiet sprzed stu lat możemy mnożyć. Należy pamiętać, że one wszystkie doświadczyły Wielkiej Wojny, a następnie wojny z bolszewikami i bardzo często również II wojny światowej.

Zofia Moraczewska
Źródło: domena publiczna

Wspomniana Zofia Moraczewska znalazła się w gronie pierwszych ośmiu posłanek, które weszły do Sejmu Ustawodawczego w 1919 roku. Jak kobiety, które dopiero co otrzymały prawa wyborcze, radziły sobie w ławach sejmowych? Zdarzały się im gafy, które widzimy choćby co cztery lata u posłów – debiutantów?

Kobiety uzyskały prawa wyborcze 28 listopada 1918 roku, ale już znacznie wcześniej udzielały się w wielu organizacjach, stowarzyszeniach czy komitetach. Nasze pierwsze w historii posłanki, czyli: Zofia Moraczewska, Gabriela Balicka, Irena Kosmowska, Jadwiga Dziubińska, Maria Moczydłowska, Zofia Sokolnicka, Anna Piasecka i Franciszka Wilczkowiakowa, podobnie jak wspomniane wcześniej żołnierki, to kobiety bardzo aktywne społecznie. Tak jak ich babki i matki, działały prężnie w kobiecych organizacjach. Do najważniejszych należały Zjednoczone Koło Ziemianek (ZKZ), postępowy Związek Równouprawnienia Kobiet Polskich (ZRKP) czy grupa socjalistycznych działaczek niepodległościowych tworzących Organizację Bojową Polskiej Partii Socjalistycznej (OB PPS). Feministki odważnie debatowały w prasie o sytuacji kobiet. Chrześcijańskie demokratki z ZKZ organizowały na wsiach koła włościańskie. Zakładały warsztaty zawodowe, gdzie młode chłopki mogły nauczyć się podstaw zawodu: gotowania, szycia, haftu lub pielęgniarstwa. Kursy zawodowe połączone były z nauką czytania, pisania, podstaw rachunkowości. W celu obniżenia śmiertelności kobiet wiejskich podczas ciąży i połogu działaczki sprowadzały na wieś akuszerki. Zakładały ogródki zabaw dla dzieci, uczyły matki zasad higieny i opieki nad dzieckiem, co w latach 20. mogło decydować o przeżyciu noworodków i niemowląt.

Ogłoszenie o kursie czytania 
dla dorosłych w Lublinie, 1920 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa

Warto też wspomnieć, że choć w pierwszej kadencji Sejmu było zaledwie osiem kobiet, był to naprawdę crème de la crème. Pierwsze posłanki były postępowe i świetnie wykształcone: każda miała ukończoną przynajmniej szkołę średnią, a niektóre – także studia wyższe. W przeciwieństwie do kolegów z ław sejmowych, z których część nie skończyła nawet szkoły elementarnej.

Posłanki wywodziły się więc z najróżniejszych środowisk i miały odmienne poglądy. Czy mimo to potrafiły współpracować? W dzisiejszym Sejmie bywa różnie, a jak było sto lat temu?

To prawda: nasze posłanki miały bardzo różne doświadczenia, poglądy i sympatie polityczne. Zamiast jednak spierać się o to, kto ma rację, postanowiły współpracować. Miały wspólny cel i naprawdę ogrom pracy przed sobą. I co najważniejsze – wiedziały, że wiele problemów muszą rozwiązać same, nie mogą liczyć na mężczyzn. Jak pisała jedna z sufrażystek, Maria Walewska (1895–1980): Musimy wszystkie na równi z mężczyznami wybierać posłów do Konstytuanty i wśród tych posłów mieć swoje przedstawicielki. Nam też leży na sercu, jaka będzie Polska, jaka w niej władza, jaka gospodarka, jakie szkoły, jakie podatki. (…) Aby upomnieć się o swoje prawa, o nasze krzywdy. Tego za nas mężczyźni nie zrobią. Jakie to „prawa i krzywdy”? Proszę sobie wyobrazić, że w latach 20. XX wieku niemal nie istniała polityka społeczna! To dzięki naszym posłankom Sejm Ustawodawczy zajął się wreszcie kwestią ubezpieczeń społecznych, ochrony zdrowia, systemowego wsparcia wdów i sierot, a także unormowaniem polityki zatrudnienia i ośmiogodzinnym dniem pracy. Kobiety włożyły ponadto ogromny wysiłek w wyrównanie podstaw programowych między szkołami męskimi i żeńskimi, nie wspominając już o tym, że trzeba było zniwelować różnice wynikające z zaborów. W wolnej Polsce obowiązywały trzy systemy jurysdykcji, odziedziczone właśnie po zaborcach. Przykładowo w zaborze rosyjskim w ogóle nie było obowiązku szkolnego. Nasze posłanki walczyły również z upokarzającymi kobiety przepisami prawa cywilnego – wywodzącymi się jeszcze z Kodeksu Napoleona!

Warsztaty tkackie w Nałęczowie.
Źródło: Biblioteka Narodowa

Jakie przepisy schowano więc do lamusa?

Ponad sto lat temu kobiety były niemal całkowicie zależne od swoich mężów – do tego stopnia, że gdy Polka wychodziła za mąż za obcokrajowca, traciła polskie obywatelstwo. Kobiety nie mogły też bez zgody mężów podejmować pracy zawodowej, a po owdowieniu nie miały prawa do samodzielnego wychowania własnych dzieci. Miały także ograniczone prawa do dziedziczenia, nie mogły poświadczać umów i testamentów. Dla dzisiejszych Polek to niewyobrażalne, prawda? Ale warto podkreślić, że za pracę i odwagę pierwszych posłanek powinny być wdzięczne nie tylko panie, ale również panowie.

Panowie?

Paulina Kuczalska-Reinschmit
Źródło: domena publiczna

Ówczesne kobiety wiedziały, że mają inną wrażliwość niż mężczyźni, że widzą pewne rzeczy inaczej i dostrzegają problemy, których oni nie uważają za istotne. Ową kobiecą wrażliwość wykorzystywały do zmiany świata – i nie chodzi tu tylko o świat kobiet. Świetnie to wybrzmiewa w traktacie działaczki feministycznej Pauliny Kuczalskiej-Reinschmit, która pisała, że prawa wyborcze polityczne [kobiet] nie są celem, ani uzupełnieniem zdobywanych swobód, ale środkiem do osiągnięcia społecznego i cywilizacyjnego równouprawnienia kobiety z mężczyzną, a następnie dalszej, równoprawnej już z nim współpracy, nad tworzeniem wspólnie lepszego ustroju społecznego. Jak więc widzimy, sto lat temu kobiety chciały pracować w Sejmie i poza nim dla wspólnego dobra – zarówno kobiet, jak i mężczyzn. I myślę, że dzisiaj wielu mogłoby się od nich uczyć.

Pocztówka z wizerunkiem kobiety, ok. 1920 r.
Źródło: Biblioteka Narodowa