Ludzie

21 lipca 1920 r. Solidarni z ofiarami wojny

Dramaty dzieci poruszają najbardziej – tak było sto lat temu, tak jest i dziś… Przeczytajcie historię Arciszewskich, którzy przed stuleciem trafili z Kijowa do Lublina. Tę wielodzietną rodzinę dotknęły wszystkie plagi roku 1920. Nad trudną sytuacją przybyszów pochylił się dziennik „Ziemia Lubelska”.

Rodzina Arciszewskich pochodziła ze Zgierza, ale na skutek wojennej zawieruchy znalazła się w Kijowie. Kiedy miasto zajęli bolszewicy, sytuacja mieszkających tam Polaków stała się tragiczna. Arciszewski, z zawodu kolejarz, w prywatnej rozmowie zdradził swój krytyczny pogląd na temat sowieckich rządów. Wkrótce wraz z żoną trafił do aresztu. Małżonkowie zostali poddani brutalnemu śledztwu. Kobieta nie przeżyła tortur, jej mąż za kratami przeszedł kolejno grypę hiszpankę, tyfus, atak reumatyzmu i zapalenie płuc. Sześcioro dzieci Arciszewskich – w wieku od 5 do 16 lat – schroniło się u sąsiadów, a czerezwyczajka (sowiecka policja polityczna) obrabowała ich mieszkanie.

Jakimś sposobem dzieciom udało się wyżebrać uwolnienie chorego ojca zza krat. Arciszewscy wyjechali z Kijowa, gdy do miasta wkroczyły polskie wojska. Rodzina trafiła do Lublina. Dzieci znalazły dach nad głową w schronisku urządzonym w budynku szkoły, a ojciec – w jednym z miejscowych szpitali. Rozstając się z dziećmi, zdjął on z siebie koszulę, którą te sprzedały za 45 marek na kupno chleba – relacjonował dziennikarz. Prasa zaapelowała o pomoc dla Arciszewskich.

Podobne dramaty stały się udziałem licznych polskich rodzin, które latem 1920 r. masowo uciekały przed bolszewikami na zachód. W wielu miastach, m.in. w Warszawie, powstawały specjalne obozy i schroniska, w których lokowani byli uciekinierzy. Mogli oni liczyć na pomoc i opiekę organizacji społecznych – takich jak Polski Biały Krzyż. Polacy walczyli na froncie, ale także z dala od niego musieli zdać egzamin z solidarności…