23 września 1920 r. Deszcz, chłód i drożyzna – Zakopane po sezonie
Gdzie wybrać się na weekend, by skorzystać z ostatnich słonecznych dni? Gdyby redakcja bloga przeniosła się w czasie o równe sto lat, raczej nie polecalibyśmy Zakopanego. W „Ilustrowanym Kuryerze Codziennym” z 23 września 1920 r. można znaleźć obszerny reportaż ze stolicy Tatr. Przemyślenia autora kryjącego się pod pseudonimem Taternik nie napawają raczej optymizmem.
Jak pisał dziennikarz, utarło się, że właśnie wrzesień jest najlepszym miesiącem na wizytę w Zakopanem, bo pogoda bywa wówczas najpewniejsza. W roku 1920, przynajmniej jak dotąd, zakopiański wrzesień zawiódł jednak na całej linii. Począwszy od 1 września przyszła kolej na prawdziwe listopadowe deszcze i zimna, góry skryły się za ciemnemi chmurami, a o ile ukażą cię czasami, to suto przyprószone śniegiem. Autor narzekał także na chłód, który dawał się we znaki zwłaszcza w nieogrzewanych jeszcze pomieszczeniach.
Jesień 1920 przyszła bardzo wcześnie, w połowie września z hal spędzono już owce. Jak opisywano w „IKC”, nie słychać już nigdzie dzwoneczków owieczek, szczekania psów pasterskich ani „hukania juhasów”. Zamiast tego obserwować można oznaki chłodów – „widok bab i dziewczyn wiejskich z dużymi pękami chrustu na plecach”.
Wśród niedogodności uwadze autora nie umknęły również ceny. Drożyzna bowiem, która tu już w lipcu święciła ultrapaskarskie orgie (paskarstwo to spekulowanie, nieuczciwy handel polegający na podbijaniu cen towarów i usług, których brakuje na rynku – przyp. red.), wzrasta tu z dnia na dzień, tak, iż ceny np. w restauracjach i kawiarniach są obecnie we wrześniu niemal w dwójnasób wyższe, niż w lipcu. Mimo niedogodności Zakopane pełne było turystów, o czym świadczyły przepełnione pociągi, m.in. z Warszawy czy Krakowa. Hotele i pensyonaty ciągle są pełne i dobijać się w nich trzeba o miejsce.
Źródło: Biblioteka Narodowa
Cały numer „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” z 23 września 1920 r. można znaleźć na stronach Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej.