Rozmaitości

5 września 1920 r. Kursy, korki, konwersacje z native speakerem

Zapisaliście już dzieci na zajęcia dodatkowe :)? Niektórzy uważają, że w dzisiejszych czasach rodzice zbyt pochopnie decydują się na płatne korepetycje, a dzieci bywają przeciążone dodatkowymi lekcjami muzyki, tańca czy języków obcych. Lektura anonsów z rubryki „Nauka i wychowanie” dowodzi jednak, że także sto lat temu rynek korepetycji i prywatnych lekcji kwitł w najlepsze!

Fragment pocztówki z reprodukcją obrazu Jules’a-Alexisa Mueniera z 1920 r. Źródło: Biblioteka Narodowa

Bardzo dużą popularnością cieszyły się indywidualne konwersacje. Zdecydowanie najpowszechniejszy był język francuski, na dalszych miejscach – angielski i niemiecki. Swoje usługi reklamowali też native speakerzy, podpisujący się jako Londyńczyk i Paryżanka. Nie brakowało zwolenników nowoczesnej wówczas (i popularnej do dziś) metody Berlitza, polegającej na całkowitym zanurzeniu ucznia w języku obcym. Obiecywano szybkie i spektakularne efekty.

Dużym wzięciem cieszyły się również prywatne lekcje śpiewu i gry na fortepianie, a w przypadku przyszłych maturzystów – kursy przygotowawcze z języka polskiego, łaciny i matematyki. Z lektury niektórych ogłoszeń można wywnioskować, że ich nadawcy – szczególnie studenci – znajdowali się w trudnej sytuacji. Lekcji chcieli udzielać w zamian za pokój, a nawet… obiad.

Wszystkim prowadzącym zajęcia dodatkowe i ich uczniom życzymy, by nauka była nie tylko owocna, ale też przyjemna!