Wydarzenia

6 października 1920 r. Namaluj mi Polskę, czyli Fałat, Wyczółkowski i Skoczylas w Wenecji

Jakie dzieła sztuki pokazalibyście komuś, kto niezbyt wiele wie o Polsce, a chciałby poznać naszą kulturę, historię i tradycję? Dziś można by zaprosić delikwenta na wystawę „Polska. Siła obrazu” do Muzeum Narodowego w Warszawie (czynną jeszcze do 20 grudnia!). A sto lat temu?

W 1920 r. odbyło się XII Biennale w Wenecji, na którym niepodległa Rzeczpospolita miała się zaprezentować po raz pierwszy. Pawilon z dziełami polskich twórców powstawał w cieniu wojny z bolszewikami, a jednak został doceniony za najwyższy poziom i był szeroko komentowany w artystycznym świecie.

Julian Fałat, „Powrót z polowania na niedźwiedzia” – jeden z obrazów prezentowanych na wystawie w Wenecji w 1920 r. Ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie

Jedną z recenzji zamieściło włoskie pismo „La Donna”, a po przetłumaczeniu na polski obszerne fragmenty tekstu ukazały się 6 października 1920 r. w „Rzeczpospolitej”. Z relacji tej dowiadujemy się, że dobór dzieł, wśród których dominowały barwne pejzaże, portrety i sceny rodzajowe, wzbudził zdziwienie krytyków.

Z ciekawością przeglądam cztery małe salki oddziału i nie znajduję nic, co by potwierdziło słowo „Polska”. Szukam scen namiętnych, krwi, ofiar, pogromów, wojny, wyrazów boleści ściskającej duszę, twarzy bolejących, wyniszczonych tęsknotą do kraju… Nie, nie, nie. Cisza olbrzymia dokoła mnie, każde płótno jest odbiciem zdrowego życia, piękna sielskiego, siły i prostoty – zanotowała Nella Orano, włoska pisarka, która zwiedziła polski pawilon.

Teodor Axentowicz, „Kołomyjka” – jeden z obrazów prezentowanych na wystawie w Wenecji w 1920 r. Ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie

Zamiast spodziewanych scen batalistycznych – zimowe, letnie i wiosenne krajobrazy. W miejsce ludzi cierpiących z powodu niewoli, nędzy i wojen – piękne dziewczęta i krzepcy mężczyźni. Subtelne akty, ale i obrazy o wielkiej religijnej głębi. Dostojne świątynie i wiejskie pola. Taką Polskę odmalowali w Wenecji Julian Fałat, Zofia Stryjeńska, Leon Wyczółkowski, Józef Chełmoński, Teodor Axentowicz, Władysław Skoczylas czy Wojciech Weiss.

Więc to jest pogodne niebo, promienna przyroda, które natchnęły patetyczne, nieśmiertelne harmonie Szopena i rozpaliły genjusz Paderewskiego? Więc to jest Polska, która w koło mnie tak spokojnie oddycha w każdem płótnie? Więc ta harmonja kolorów to Polska, której los wzrusza lepszą część ludzkości, której męczeństwo opiewali poeci […] i z której artyści biorą taką potęgę światła, aby dowieść piękności ojczyzny, którą ubóstwiają – polscy malarze niewątpliwie oczarowali Włoszkę swoim talentem. A sama wystawa okazała się prawdziwą reklamą Polski – kraju, który choć dopiero niedawno odzyskał niepodległość, znów walczył o przetrwanie.

Stefan Filipkiewicz, „Panorama Tatr” – jeden z obrazów prezentowanych na wystawie w Wenecji w 1920 r. Ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie

Z tych płócien i z tych rysunków ziemia polska zdaje się przemawiać: patrzcie, jaką jestem, kiedy włosiennica nie rani mego ciała! Patrzcie, jak są piękne moje wsie i pola, czy to w białości zimowej, czy to w promieniejącej wiośnie! A oto bystre odbicia dowodów mojej siły! Oto twarze moich ludzi, surowych, silnych i upartych i subtelny uśmiech kobiet polskich! Oto nasza dusza, która poza pieśniami tęsknoty do kraju zna piosnki pełne piękna i nadziei! Trzeba, żebyście wiedzieli, że Polska zmartwychwstała.

Czy twórcy polskiego pawilonu w 1920 r. mogli sobie wyobrazić bardziej przychylną recenzję? Chyba nie! Talent wybitnych malarzy był najlepszą reklamą naszego kraju. I tak jest do dzisiaj. Kiedy we wrześniu 2019 r. w filii Luwru w Lens prezentowano wystawę „Polska 1840–1918. Zobrazować ducha narodu”, wyrazicielami polskiej duszy ponownie stali się Fałat, Chełmoński, Weiss czy Wyczółkowski.