8 października 1920 r. Nasz Wersal w Rydze. Nareszcie pokój!
Kiedy zakończyła się wojna z bolszewikami? Na teście z historii wskazalibyśmy 18 marca 1921 r. – dzień podpisania traktatu ryskiego, ale dla Polaków, którzy żyli sto lat temu, koniec wojny realnie nastąpił kilka miesięcy wcześniej.
Reporter „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” zanotował w wydaniu z 8 października 1920 r.:
Nareszcie! – pomyśleli sobie Krakowianie, którzy […] wyszli wczoraj po południu na kawę do Bisanza lub Esplanady i wpadli na lecącego z głośnym krzykiem małego obywatela, pędzącego z ciepłym jeszcze i mokrym nadzwyczajnym dodatkiem „Kuryera”. Nadzwyczajny dodatek przynosił istotnie nadzwyczajne rzeczy: pokój można uważać tak jakby z grubsza za zawarty, dwa skromne podpisy stwierdziły zgodność poglądów na tę kwestyę obu przeciwników. Czyli inaczej, jeżeli w tych dniach, może nawet jutro, przyjdzie do zawieszenia broni i ostatecznego sfinalizowania układów, to ten dzień będzie pierwszym dniem od 1 sierpnia 1914 r., który w Polsce można będzie nazwać dniem pokoju. Przeszło sześć lat wojny: to nie drobnostka! Inne narody cieszyły się swymi Wersalami i St. Germenami, a my jakeśmy się bili w r. 1918, tak do dzisiaj, nie odkładając szabli i karabinu. Boć pokój wersalski to tylko piękna i godna zaliczka na pokój i państwo. Nasz prawdziwy Wersal dopiero teraz w Rydze.
Zawieszenie broni zawarto rzeczywiście kilka dni później – 12 października (w życie weszło 18 października). Prasa drobiazgowo komentowała szczegóły ustaleń i ich znaczenie dla Polski, ale wielu publicystów nie ukrywało też zwyczajnego wzruszenia i ulgi wynikających z faktu, że po sześciu latach wyniszczających wojen nareszcie ma nastać pokój. Jednocześnie w prasie przestrzegano przed nadmiernym optymizmem, podkreślano wagę stałej obserwacji układu stosunków międzynarodowych i sprawnej dyplomacji.
Pokój jest jak zdrowie: ile go trzeba cenić – ten tylko się dowie, kto go stracił – dziennikarz „Gońca Krakowskiego” pokusił się nawet o parafrazę Mickiewiczowskiej inwokacji do „Pana Tadeusza”… Zdążyliśmy już przez pięć lat wojny ogólnoeuropejskiej i przez dwa lata własnej wojny, poznać wszystkie jej rozkosze. Zaznaliśmy już i upojeń tryumfu i przygnębienia klęsk, i dumy z zajmowania wielkich cudzych obszarów i upokorzenia z najazdu wroga na terytorium nasze własne. Dziś – dzięki własnemu wielkiemu wysiłkowi i szczęściu wojennych losów – jesteśmy znowu zwycięzcami. I jest to niewątpliwie bardzo dobrze, że jesteśmy nimi na końcu.