Ludzie

18 czerwca 1920 r. Koniokrady, rabusie, dezerterzy

Sprawdzaliście kiedyś strony Policji, na których prezentowane są tzw. przedmioty poszukiwane? My właśnie sprawdziliśmy :). Wśród złodziejskich łupów znaleźć można rowery, samochodowe felgi, dziecięce wózki, biżuterię, a nawet… ogrodową fontannę. Porównaliśmy to ze spisami dóbr skradzionych sto lat temu.

Klacz maści szaro-gniadej, kwiatek na czole, jedna zadnia noga do pęciny biała, wzrostu średniego, grzywa na prawo, lat 9 – to jeden z łupów poszukiwanych w czerwcu 1920 r. Z lektury „Gazety Śledczej”, wydawanej przez Komendę Główną Policji Państwowej, można wywnioskować, że kradzieże koni należały sto lat temu do najczęściej popełnianych przestępstw!

Fragment „Gazety Śledczej” z 18 czerwca 1920 r. Źródło: Biblioteka Narodowa
Cały numer można obejrzeć w serwisie Polona.

Kradziono także inne zwierzęta gospodarskie: drób i krowy (co dla właścicieli było prawdziwym dramatem), ale i żywność (np. mąkę) oraz drobne przedmioty codziennego użytku o, zdawałoby się, niskiej wartości – bieliznę czy ubrania. Nieliczni szczęśliwcy mogli odzyskać skradzione dobra. Przykładowo Komenda Powiatowa Policji we Włodzimierzu Wołyńskim zapraszała właścicieli – prawdopodobnie jedną z okolicznych rodzin ziemiańskich – po odbiór srebrnej zastawy stołowej, zrabowanej przez bolszewików. Inni pokrzywdzeni poszukiwali swojej własności za pomocą ogłoszeń. Dziś Policja opublikowałaby zdjęcia przedmiotów, wtedy niestety musiał wystarczyć opis tekstowy.

Latem 1920 r. kroniki kryminalne polskich dzienników wręcz pękały w szwach. Policja poszukiwała nie tylko złodziei, sprawców rozbojów i włamań, lecz również morderców, zbiegów z aresztów i więzień, szpiegów i dezerterów. Można odnieść wrażenie, że poza ostatnią kategorią (która zyskuje na znaczeniu w wojennych czasach) niewiele się zmieniło!

Afisz z 1920 r. Źródło: Biblioteka Narodowa
Ilustracja na okładce publikacji Kazimierza Raczyńskiego „Z tajemnic kryminologa. Najciekawsze motywy zbrodni, zdobycze techniki śledczej i przykłady wykrycia przestępcy” (Poznań 1927). Źródło: Biblioteka Narodowa
Całą książkę można przejrzeć tutaj.

Ale każdy historyk pokręciłby głową na takie stwierdzenie. W porównaniu z sytuacją sprzed stu lat możemy się cieszyć naprawdę wysokim poziomem bezpieczeństwa. Wszechobecna przemoc, brak poszanowania własności, poczucie zagrożenia i moralnego upadku – to była codzienność wielkiej grupy Polaków. O powodach takiego stanu rzeczy bardzo ciekawie pisze prof. Andrzej Chwalba w książce „1919. Pierwszy rok wolności” (Wołowiec 2019, s. 300–335): W latach 1914–1918 nastąpiło osłabienie dotychczasowych norm moralnych, nadwątlona została hierarchia społeczna, a wartości kiedyś cenione i szanowane uległy dewaluacji […]. Było to niechciane dziedzictwo Wielkiej Wojny, gdyż już podczas jej trwania upowszechniła się przemoc społeczna prowadząca do zagrożenia mienia i życia. W pamięci mieszkańców kraju zachował się obraz „społecznej katastrofy” oraz ludzkiej niemocy i bezradności, wobec – jak pisano – „łańcucha przestępstw”.

Fala przestępczości nie opadała jeszcze długo po odzyskaniu niepodległości. Przełom przyniosło powołanie Policji Państwowej w lipcu 1919 r. Walkę ze zwykłym bandytyzmem toczono jednak w cieniu zmagań o utrzymanie niepodległości w wojnie z bolszewikami. Sto lat później Policja nadal okazuje się niezbędna w sytuacjach kryzysowych – o czym mogliśmy się przekonać choćby przy okazji walki z koronawirusem.