Rozmaitości

30 czerwca 1920 r. Uwaga – epidemia! Urlopów nie będzie

Zastanawiacie się, jak w bezpieczny sposób zorganizować wakacje pomimo trwającej pandemii COVID-19? Sto lat temu większość Polaków nawet nie myślała o wakacjach, a lekarze walczyli nie z jedną, ale z kilkudziesięcioma chorobami zakaźnymi! Epidemie rozprzestrzeniały się równie szybko, jak prąca od wschodu czerwona zaraza. Stan zdrowia Polaków był opłakany. Panowała wysoka śmiertelność, szczególnie wśród dzieci. Jedną z głównych przyczyn stanowiła gruźlica, ale katalog chorób zakaźnych, z którymi walczyli lekarze, był w zasadzie niewyczerpany. W 1920 r., inaczej niż dziś, Polacy wydawali się przyzwyczajeni do epidemii, bo od lat była to ich ponura codzienność.

Rekonwalescenci po cholerze, 1914–1915 r. Źródło Biblioteka Narodowa

Ciekawych informacji na temat chorób zakaźnych w 1920 r. dostarczają załączniki do rozkazów Dowództwa Generalnego Wojska Polskiego. Armia traktowała zagrożenie zarazą niezwykle poważnie i tworzyła wykazy miejscowości opanowanych przez choroby zakaźne. Żołnierze mieli stanowczy zakaz udawania się nawet na krótkie urlopy do miast i wsi ujętych w wykazie. Dzięki temu, że wiele wojskowych archiwaliów się zachowało, każdy z nas może sprawdzić, jakie zarazy szerzyły się w jego okolicy sto lat temu.

Fragment wykazu miejscowości, w których panowały choroby zakaźne. Rozkaz Dowództwa Okręgu Generalnego w Krakowie nr 127 z 30 czerwca 1920 r. Źródło: Biblioteka Narodowa

Prawdziwy dramat rozgrywał się na Grodzieńszczyźnie – walczono tam z zimnicą (malarią), ospą, czerwonką, jaglicą (zakaźną chorobą oczu) i krztuścem. Wciąż nie odpuszczała grypa hiszpanka. W całym kraju panowały głównie płonica (szkarlatyna) i tyfus plamisty. W podręczniku dla pielęgniarek z 1920 r. można znaleźć wytyczne dotyczące zapobiegania dalszemu rozprzestrzenianiu chorób zakaźnych. Niektóre do złudzenia przypominają dobrze nam znane zalecenia ministra zdrowia formułowane sto lat później.

  • Chorego należy odosobnić (izolować).
  • Z przedmiotów, których używał chory, nie powinni korzystać inni ludzie.
  • W szpitalu [pielęgniarka] nie może pomagać na innym oddziale ani też przyjmować pomocy od pielęgniarki zatrudnionej gdzie indziej.
  • Przedmioty, które usunęliśmy z pokoju już po umieszczeniu w nim chorego, winniśmy poddać natychmiastowej dezynfekcji.
  • Nawet po ustąpieniu choroby pacjent może jeszcze przez pewien czas wydzielać zarazki i posiadać zdolność zarażania, przy płonicy np. jeszcze w ciągu kilku tygodni. Ostateczna przeto dezynfekcja ma się odbyć dopiero wtedy, gdy można przypuszczać, że pacjent utracił zdolności zarażania. Lekarz określa, kiedy to następuje.
Chorzy na dur brzuszny, 1914–1915 r. Źródło: Biblioteka Narodowa

Być może właśnie dzięki rygorom sanitarnym choroby nie szerzyły się wśród wojska tak bardzo jak wśród ludności cywilnej. Problemem był jednak niedostatek szpitali. Po okupantach odziedziczyliśmy szpitale w stanie niżej wszelkiej krytyki z 20 000 łóżek – podkreślał ppłk dr Stefan Rudzki, organizator lecznictwa wojskowego, w rozmowie z „Gazetą Warszawską” w czerwcu 1920 r.

Stworzenie warunków do leczenia żołnierzy miało priorytet, ale warto podkreślić, że frontowe placówki medyczne w miarę możliwości przyjmowały także cywili. Sieć sanatoriów i szpitali wojskowych urządzono w uzdrowiskach – np. w Inowrocławiu, Ciechocinku, Nałęczowie, Krynicy, Truskawcu, Zakopanem, Rajczy i Krzeszowicach.

Raporty z frontu walki z epidemią w wielu miejscach do złudzenia przypominały współczesne relacje dotyczące pandemii koronawirusa. Obok zapobiegania powstawaniu nowych ognisk tyfusu plamistego w państwie przez zawleczenie z zewnątrz lub rozwleczenie z krajowych ognisk dawniejszych jest […] wielkiem zadaniem w walce z zarazą stłumienie ognisk już istniejących. Do tego celu służy pokrycie całego państwa siecią szpitali epidemicznych i domów izolacyjnych – podawał dziennik „Czas” w czerwcu 1920 r.

Szpital wojskowy w Grodnie na kolorowej pocztówce z 1920 r. Źródło: Biblioteka Narodowa

Dziś działają szpitale jednoimienne, wówczas w wielu powiatach również tworzono placówki zakaźne oraz raportowano na temat liczby dostępnych i zajętych łóżek. Niestety statystyki wyglądały bardzo źle – przykładowo Małopolska z populacją ok. 8 mln ludzi miała zaledwie 600 miejsc w szpitalach epidemicznych! Tygodniowo we wschodniej części regionu przybywało 4–5 tys. chorych, więc Czerwony Krzyż musiał dokładać wszelkich starań, by tworzyć dla nich nowe łóżka. Było to tym trudniejsze, że w 1920 r. priorytet stanowiła walka z zupełnie inną zarazą…