22 sierpnia 1920 r. Czy na weselu córki Witosa pito szampana? Z wizytą w Wierzchosławicach
Sto lat temu trudno było tutaj zastać gospodarza. Zamiast doglądać swoich włości, odwiedzał żołnierzy na froncie i kursował z Warszawy do Poznania, bo to tam w sierpniu 1920 r. przeniosła się znaczna część administracji państwowej. Gdy więc reporter tygodnika „Świat” przyjechał wtedy do Wierzchosławic z zamiarem napisania sylwetki „pierwszego włościańskiego prezydenta ministrów”, musiał się obyć bez rozmowy ze swoim bohaterem. Ruszyliśmy jego śladami i odwiedziliśmy Muzeum Wincentego Witosa w Wierzchosławicach.
Nie rozstaje się z długim butem i nie zakłada do gorsu krawata. Nie chce uchodzić za nikogo więcej, niż jest. Wystarcza mu w zupełności jego włościańskie pochodzenie – pisał dziennikarz. Wchodzimy do domu Witosów i pierwsze, co rzuca nam się w oczy, to wysokie buty w prawidłach, a na wieszaku nad nimi czarny kapelusz, laska i skórzana teczka. Pan premier w domu :)?
Zaglądamy do pokoju, w którym pracował. Notatnik, zaostrzone ołówki, okulary – jakby tylko czekały, aż rozpocznie pracę przy skromnym, niewielkim biurku. Spędzał tu sporo czasu, ale jeszcze więcej – w polu. Przyjaciel Witosa opowiadał dziennikarzowi: Pracuje on, panie, od 7-ej rano do 2-ej w nocy!. Redaktor, który z rosnącym podziwem wsłuchiwał się w relacje mieszkańców Wierzchosławic, napisał o premierze Rządu Obrony Narodowej: Wszystko co zdobył w życiu – zawdzięcza swojej nieustępliwej, twardej pracy. Niewiele dali mu rodzice na drogę życia. Protekcją żadną nie mógł mu służyć ojciec, zwykły wieśniak z Wierzchosławic. Witos szedł przez życie z tęgą fantazją pracownika i tylko pracownika.
Gospodarstwo, którego zabudowania przetrwały do dziś w niewiele zmienionym kształcie, nie ma imponujących rozmiarów. Wiemy, że Witosowie uprawiali zboża, ziemniaki i buraki, chowali kilka krów i koni, kury i świnie. Dziś na ich podwórku można spotkać tylko kota – wyjątkowego pieszczocha, który lubi zaczepiać gości, a należy ponoć do prawnuka Wincentego.
Sto lat temu, pod nieobecność męża, który stanął na czele rządu, zarządzanie gospodarstwem wzięła na siebie jego żona Katarzyna. Pomagali córka Julia z mężem, młodzi rodzice niedawno urodzonej Joanny. Co ciekawe, ślub Witosówny był tematem licznych plotek i… fake newsów. Redaktor, który odwiedził Wierzchosławice, postanowił je sprostować w rozmowie z uczestnikiem wesela.
– Jak przed Bogiem świadczę, że gazetki łgały, jak najęte. Wiadomo – chodziło im o agitację przeciw naszemu prezesowi. Co tu gadać, wesele było, jak wesele. Bawiliśmy się z chłopska, po naszemu. Grała nam wiejska muzyka. Trwało to od 4-ej po obiedzie do 1-ej w nocy.
– Podobno lał się szampan!
– E, bajdy, panie redaktorze, za co? Był tylko sznaps, piwo, jak zwykle na chłopskiem weselu. Muszę jednak powiedzieć, że tego sznapsa nie oddałbym za szampana. Był on rzetelnie przygotowany przez p. prezydentową. I nie trzeba się temu dziwić. Wydawała za mąż przecież jedynaczkę.
W kuchni pani Witosowej wciąż można znaleźć naczynia, z których korzystała, a w sypialni – przybornik z nićmi. Są także rodzinne zdjęcia, pamiątki i oryginalne meble, pamiętające swoich właścicieli.
Na koniec sympatyczna pani przewodnik pozwala nam zajrzeć do ogrodu. – Te jabłonki rosły tu już za czasów Witosa – informuje. Niektóre gałęzie uginają się pod ciężarem dojrzewających w słońcu owoców. Gospodarz byłby zadowolony.
Muzeum Witosa w Wierzchosławicach jest oddziałem Muzeum Okręgowego w Tarnowie. Informacje o godzinach i zasadach zwiedzania można znaleźć tutaj.